sobota, 28 kwietnia 2012

Tylko dla mam poradnik o ciąży

Ostatnio dostałam książkę. Jest to "Tylko dla mam poradnik o ciąży" Anny Jankowskiej. W ciąży byłam jakiś czas temu, moje maleństwo ma już prawie dwa latka, ale postanowiłam przeczytać. I powiem Wam, że jest rewelacyjny!!! Nie jest to jednak typowy poradnik-insturkcja. To opowiadanie pewnej mamy, który opisuje jak się czuła będąc w ciąży i z jakimi problemami borykała się z maluszkiem do ukończenia przez niego pierwszych urodzin. Przytoczę Wam mój ulubiony fragment, po jego usłyszeniu nawet mój mąż postanowił poradnik przeczytać.
Kolejne bardzo nieprzyjemne badanie to oczywiście słynny test obciążenia glukozą robiony ok. 25 - 30 tygodnia. Generalnie polega on na tym, że ze skierowaniem od ginekologa i z glukozą w proszku kupioną w aptece trzeba się udać do przychodni. Potem jest pobieranie krwi i picie tego słodkiego świństwa. Podobno cytryna pomaga. Oczywiście nie leżąc na dnie torebki, ale zjedzona po wypiciu tego paskudztwa lub dodana do glukozy. Ja o możliwości ratowania się cytryną dowiedziałam się dopiero po badaniu i dzielę się ta informacją z każdą ciężarną szykującą się na glukozę. Też próbowałam się jakoś przygotować, więc zasiadłam przy komputerze i buszowałam na forach. Na którymś przeczytałam, że najgorsze jest samo picie, bo to strasznie słodkie, fuj! Przygotowałam się więc psychicznie na to fuj!, ale jakoś nie nastąpiło. W moim przypadku wypić dało się bez problemu, tyle że już kilka minut później zapragnęło wrócić do świata, po czym oblał mnie zimny pot, kręciło mi się w głowie i miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Wszystko to akurat przy okienku kasy w przychodni. Zawisłam na nim niczym zawodowy człowiek nietoperz, z głową w dół, a panie pielęgniarki pozwoliły mi tak wisieć, znając widocznie podobne przypadki...
Książeczka nie jest długa, do tego bardzo przyjemnie się ją czyta. Naprawdę bardzo polecam, nie tylko dla przyszłych mam, ale dla każdego kto chciałby się dowiedzieć jak z problemami radzi sobie Ania Jankowska. Jeśli podobał Wam się fragment - kupujcie :)
Przy okazji patronatem medialnym książeczki jest między innymi Poradnik mamymbaby - portale, na które również czasem zaglądam :)

Książeczka wygląda tak


Polecam!

czwartek, 26 kwietnia 2012

Wizyta u alergologa

Mimo wszelkich starań, zakupu kremów i kąpieli w krochmalu, plamy na skórze Antoni nie zniknęły. Wczoraj postanowiliśmy wykluczyć z diety nawet chleb z piekarni, w której zawsze go kupowaliśmy, podejrzewając, że jednak zaczęto dosypywać do niego mąki pszennej. A dziś mieliśmy wizytę u alergologa. No cóż, mimo iż badania wyszły dobre, skóra pokazuje zupełnie coś innego. Porada - zapominamy o mleku i jajkach. Do tego, żeby podleczyć Antonię dostaliśmy maść. Po przeczytaniu ulotki, szczególnie punktu dotyczącego niepożądanych skutków ubocznych, zastanawiam się czy to legalne produkować lek dla dzieci, który może powodować "zaburzenia wzrostu i rozwoju". Straszne! Aż brakło mi słów...

Jedyny pozytywny aspekt całej wizyty to reakcja Antosi. Już jak jechałyśmy do lekarza wkładając paluszek do buzi powtarzała "paji aaaaa" [tłum. pani będzie zaglądać do buzi, a ja będę mówić aaaa]. I faktycznie, tylko weszłyśmy do gabinetu, Antonia nie pozwoliła lekarzowi przeprowadzić ze mną wywiadu. Chodziła dookoła biurka wkładając paluszek do buzi powtarzała "paji aaaa". Lekarz w końcu domyślił się o co chodzi i powiedział: "Cóż za nadgorliwy mały pacjent, no dobrze, obejrzymy Twoje gardziołko". Posadziła ją na stołeczku, Antonia grzecznie otworzyła buzię i powiedziała głośno "aaaaaa". Lekarz chciał zsadzić mojego kartofelka na ziemię i kontynuować wywiad oraz notatki, na to Antonia pokazując na stetoskop powiedziała: "paji tin tin pepe" [tłum. niech mnie pani zbada i obejrzy brzuszek - pepe to pępęk]. Lekarz nie miał wyjścia, od razu domyślił się czego chce dziecko. Antonia sama podniosła rączki, żeby zdjąć jej ubranko i pokazała paluszkiem swój pepe.
Taki to właśnie z niej mały pacjent. Doskonale zna swoje prawa i wie czego od lekarza wymagać. Żadnego zbędnego gadania. Ściągam koszulkę, pokazuję język, dziękuję, proszę receptę, do widzenia :)

środa, 25 kwietnia 2012

Dzieci rosną, a ich ubranka nie.

Jaka szkoda, że nikt nie wymyślił ciuszków, które rosłyby razem z naszym dzieckiem. Jaka byłaby to oszczędność. A tak niestety, średnio co trzy miesiące mój Okruszek wyrasta ze starych ubranek i potrzebuje kolejnych. My mamy szczęście! Posiadamy znajomych, którzy mają już dwójkę lub trójkę dzieci i nie chcą lub też nie potrzebują już ich przechowywania. Tym sposobem, czasem nawet co dwa tygodnie dostajemy torbę ciuchów. I dziś właśnie był ten dzień, w którym Antonia została obdarowana letnimi bluzeczkami, sukienkami,spodenkami ... I tak pomyślałam, że nie każdy ma tak życzliwych znajomych, albo jakieś dziecko w rodzinie, a ciuszki dla Maleństwa są naprawdę drogie (szczególnie, że tak szybko z nich wyrastają). Czasem zdarza się, że kupujemy coś i zakładamy dziecku tylko raz, na jakąś specjalną okazję i niemal nowe ubranko za chwilę odkładamy na stosik rzeczy już za małych.
A gdyby była tańsza opcja? Co myślicie o wymianie ciuszek za ciuszek z innymi mami?
Na taki właśnie pomysł wpadła firma Kiciuszek.



Jak to działa?
  • wchodzimy i logujemy się na Kiciuszek.pl,
  • wybieramy paczuszkę z interesującymi nas ubrankami,
  • jeśli znajdziemy coś dla naszego Maleństwa, przed zamówieniem musimy wystawić swoją paczuszkę ubranek na wymianę - minimum 3 sztuki np. ubranek,
  • zamawiamy wybraną paczuszkę, 
  • płacimy za usługę 14,99zł + przesyłka za zestaw (Ci co korzystali napisali, że całkowity koszt nie jest wyższy niż 35zł),
  • jeśli ktoś wybrał naszą paczuszkę - kontaktujemy się z kurierem zgodnie z instrukcją przesłaną nam na maila (wówczas jesteśmy zwolnieni z dodatkowych kosztów).
Fajne? Na pewno to coś nowego. Napiszcie co o tym sądzicie. Może któraś z Was korzystała już z tego lub podobnego portalu?

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Piękne dłonie z Dove

Jakiś czas temu firma Dove ogłosiła konkurs. Polegał on na zrobieniu zdjęcia "Nie chowaj dłoni", zainspirowanego filmikiem reklamowym. Konkurs podzielono na dwa etapy. W pierwszym, spośród wszystkich zdjęć jury wybierało finałową 50, następnie to internauci oddawali swoje głosy. I tym oto sposobem moje zdjęcie


zostało wybrane i nagrodzone, najpierw przez jury, a później przez internautów. I tu muszę podziękować Switalisa. To jej ręcznie wykonana broszka przyczyniła się do zwycięstwa. A nagroda nie byle jaka. Oto ona:


Cały komplet kremów do rąk oraz

zestaw do manicure.

Kilka słów o kremach.
Po zimie moje dłonie były naprawdę zniszczone. Tak suchej i szorstkiej skóry już dawno nie miałam. Nie spodziewałam się żadnych efektów po pierwszym zastosowaniu - a tu niespodzianka. Delikatne, gładkie - jak nie moje dłonie. Jestem zachwycona! Chyba w końcu znalazłam coś dla siebie :)

sobota, 21 kwietnia 2012

Ciasteczka dla małego alergika

Cóż, chyba za szybko się ucieszyłam, że mamy już za sobą alergię. Na razie trzeba wrócić do poprzedniego menu. Zapominamy o mleku, jajkach kurzych i pszenicy.
Dziś chciałabym się z Wami podzielić przepisem mojej mamy, która bardzo stara się urozmaicić dietę Antosi i jak tylko może, to gotuje i piecze specjalnie dla niej różne smakołyki.

Dziś babeczki i/lub ciasteczka.



Składniki:
  • łyżeczka margaryny bezmlecznej
  • 5 jajeczek przepiórczych
  • mała łyżeczka cukru
  • mąka żytnia
  • szczypta proszku do pieczenia
  • wiórki kokosowe do ciasteczek
  • jabłko
  • cynamon
  • miód/cukier

Przygotowanie:

Nadzienie:
U nas nadzienie było jabłkowe. Obrane i starte jabłko rozpróżamy, następnie dodajemy odrobinę cynamonu i miodu/cukru, jeśli jest zbyt kwaśne.

Ciasto:
Margarynę rozpuszczamy i schładzamy. Dodajemy jajeczka, proszek do pieczenia, cukier i mąkę żytnią. Mąki tyle, by dało się wyrobić gładkie ciasto (u nas wyszło ok łyżki stołowej). Maleńkie foremki o średnicy 3 cm smarujemy olejem lub margaryną, wykładamy ciastem, nakładamy nadzienie i przykrywamy warstwą ciasta. Pieczemy ok 15 minut w 180 stopniach.

Jeśli nie macie drogie mamy foremek, do ciasta można dołożyć łyżeczkę wiórków kokosowych, następnie ciasto rozwałkować i wyciąć kieliszkiem kółeczka - co i nasza babcia zrobiła.

Ciasteczka i babeczki posypujemy cukrem pudrem.

Smacznego dla Waszych małych alergików i nie tylko :)

środa, 18 kwietnia 2012

Wysypka?

Dziś potrzebuję porady. Antonia albo coś zjadła, albo nie wiem co się stało. Na pewno na całych nóżkach i brzuszku pojawiły się suche, czerwonawe plamy - myślę, że to objaw alergii. Niestety na alergologa musimy troszkę zaczekać. Może znacie jakieś kremy, które mogłybyście polecić? Bardzo nieładnie to wygląda i zastanawiam się czy jej nie swędzi. Mieliśmy Atoperal Baby, ale nie pomaga, Oilatum Soft też już sobie nie daje rady. Dziś wykąpaliśmy ją w porządnym krochmalu, zobaczymy jak będzie wyglądać jutro.Dajcie znać, czego Wy używacie.

wtorek, 17 kwietnia 2012

GlySkinCare - krem pod oczy

Jak pamiętacie otrzymałam do destowania krem po oczy firmy GlySkinCare. Dziś mija już piąty dzień stosowania, także mogę napisać kilka słów.

Przedstawiam Hydrating Eye Cream, krem pod oczy (EyePro 3X Complex).


Mam niestety skórę z problemami i nie każdego kremu mogę używać. Z kremu pod oczy GlySkinCare jestem bardzo zadowolona.

Na początek opakowanie.
Mała poręczna tubka posiada na końcu aplikator, dzięki któremu krem łatwo się nakłada. Szczelne zamknięcie umożliwia bezpieczne transportowanie kremu bez obaw, że sie gdzieś wyleje.

Sam krem natomiast:
  • ma bardzo lekką konsystencję (bardziej przypomina mleczko niż krem), przez co łatwo i szybko się wchłania,
  • nie jest tłusty i nie zostawia tłustych śladów,
  • nie ma zapachu przez co nie zawiera niepotrzebnych w składzie pachnideł, które moga powodować alergię,
  • jest bardzo delikatny, w żaden sposób nie podrażnia skóry wokół oczu ani oczu,
  • nie powoduje pieczenia ani łzawienia,
  • stosowany przeze mnie przez 4 dni 2 razy dziennie usunął niemal całą opuchliznę,
  • wyraźnie zbladły moje sińce pod oczami,
  • jest naprawdę wydajny.

Mnie bardzo przypadł do gustu, myślę, że skuszę się na kolejne opakowanie. Skoro krem pod oczy nie wywołał żadnych nieporządanych efektów - zastanawiam się również nad kupnem kremu nawilżającego z tej serii. Ale to narazie plany. Jak się zdecyduję i nabędę - na pewno podzielę się swoimi obserwacjami.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Klik, klik

Czy Wasza pociecha to mały uciekinier, który nie potrafi wysiedzieć na spacerze w wózku ani w foteliku samochodowym? To jest coś specjalnie dla Was - klamra Houdini Stop. Dzięki klamrze Wasze dziecko nie ściągnie więcej pasów w foteliku samochodowym czy wózku. Tak ona wygląda:


A to opinia jednej z zadowolonych mam:

"Houdini Stop to genialna i uniwersalna klamra, która uniemożliwia malcom ucieczki ze wszystkich pasów bezpieczeńswta (fotelik samochodowy, wózek, fotelik do karmienia). Blokada klamry w pewien sposób zabrania malcom zdjęcie  sobie z ramion pasów. Dodatkowo zabezpiecza przed "wyrzutem" w przód w razie wypadku, gwałtownego hamowania itp. Blokada zabezpiecza dziecko i rodzica, jedyna różnica jest taka, że dziecko fizycznie, a rodzica psychicznie. Sama jestem właścicielką tej klamry i muszę się przyznać do błędu... Choc dziś ten produkt zachwalam, że aż to, gdy stałam się jego właścicielką (delikatnie mówiąc) byłam do niego bardzo sceptycznie nastawiona. Jednak dziś wiem, że jak wcześniej myślałam (jak mówi mój mąż) zmarnowane pieniądze na dwa kawałki plastyku i jeden sztywnej dzianiny, wcale nie były zmarnowane, a wręcz przeciwnie! Dziś ta klamra jest nieodzowną częścią naszych podórży (zarówno samochodem jak i wózkiem). W sumie nie wyobrażam sobie, aby dziś pojechać gdziekolwiek bez tej klamry, z nią czuję się bezpieczniej - tak, jaką ta klamra sprawiła mi komfort psychiczny, może to nic wielkiego, ale czuję wtedy, że zrobiłam "coś" jeszcze, aby zabezpieczyć moje dziecko, że zrobiłam co mogłam. Ania"

I jak? Może warto wypróbować? 

Ze znieczuleniem czy bez?

Firmy z akcesoriami dla dzieci i nniemowląt często na forum zadają pytania, by - hmmm, chyba skłonić nas do dyskusji. Dość często pada pytanie typu: "Poród ze znieczuleniem czy bez?" i dość często wyzwala ona dużo negatywnych emocji. Dziś równiez się pojawiło, stąd ten post.
Kobiety, które rodziły bez znieczulenia piszą: "Jestem dumna - rodziłam bez!" A ja się pytam z czego tu być dumnym? Czy kobieta, która prosi o znieczulenie jest w jakiś sposób gorsza, mniej kobieca, jest złą matką? Argumenty w stylu, że tak nas natura stworzyła i od początku świata kobiety rodzą bez znieczulenia, do mnie nie przemawia. Od początku świata ludzie mieli także problemy z zębami i leczyli je bądź usuwali również bez znieczulenia. Czy to onzacza, że wybierając  się do stomatologa mam kategorycznie znieczulenia odmówić? Dla mnie najważniejsze jest to, że przez 9 miesięcy nosiłam dziecko pod sercem. Przez 40 tygodni stanowiliśmy jedność. Co za różnica jak przyszło na świat? Najważniejsze, że z nami jest!

Ja jestem z siebie dumna, ale nie dlatego, że rodziłam bez z nieczulenia czy ze zmieczuleniem. Jestem dumna z tego, że przez 9 miesięcy starałam się jak najlepiej dbać o siebie i swoje dziecko, a po jego narodzinach staram się być jak najlepszą matką.

Żyjemy w 21 wieku - mamy dostęp do elektroniki, medycyny, do całego świata. Dlaczego więc czymś złym jest prośba o złagodzenie bólu? Czy przyjście na świat naszego dziecka nie powinno być najpiękniejszą chwilą w naszym życiu? Czy musi się kojarzyć z męką, po to by później dumnie powiedzieć: "Tak, rodziłam bez znieczulenia!".

Ostatnio nawet rozczarował mnie mój przyjaciel, któremu niedawno też urodziła się córeczka. W rozmowie jak się żona czuje, czy wszystko w porządku, nagle odpowiedział: "Jestem dumny z M., bo dała radę i rodziła bez znieczulenia." Mój drogi mężu D., bardzo Cię przepraszam, że nie możesz być dumny ze swojej żony histeryczki, dla której konfort rodzenia był ważniejszy od bycia zasłużoną Matką Polką.

Rodziłam ze znieczuleniem!

niedziela, 15 kwietnia 2012

Co z tym Candy?

Jedną z najprostszych form konkursu jest zadanie pytania. Ale jak później wyłonić zwycięzcę? Najbardziej sprawiedliwą formą wydaje się losowanie. A blogowe "cukierasy"? Zazwyczaj polegają one na napisaniu posta pod zdarzeniem, jako deklaracja udziału w zabawie. Czasem trzeba bloga dołączyć do obserwowanych albo wstawić u siebie podlinkowane zdjęcie odsyłające do danego Candy. Finał takiej zabawy jest jednak zawsze taki sam - losowanie zwycięzcy (jednego lub kilku). Zastanawia mnie, jak ma się Candy do gier losowych? Sama chciałabym coś takiego zorganizować, ale po przeczytaniu tego artykułu zastanawiam się czy mogę. A dokładniej, czy jest to legalne i ewentualnie jeśli nie, to czy nie znajdzie się jakaś pokrzywdzona (niewylosowana) osoba z roszczeniami, która może ten fakt zgłosić. Obawiam się, bo w artykule pytanie numer siedem i odpowiedź są takie:

"Czy jeśli ktoś jest osobą prywatną organizującą loterię np. na swoim blogu również ma obowiązek zgłaszania?
Jak wskazano powyżej (pytanie 3) urządzanie gier hazardowych, w tym loterii, przez sieć Internet jest zakazane. Ustawodawca w ustawie o grach hazardowych, z wyjątkiem zakładów wzajemnych, nie wskazuje  innych wyłączeń.
Powyższe oznacza, że nie ma znaczenia jaki podmiot organizuje loterię w sieci Internet. Naruszenie tego zakazu zagrożone jest odpowiedzialnością karną skarbową zgodnie z przepisami rozdziału 9 ustawy – Kodeks karny skarbowy lub karą pieniężną."

Czy jest jakaś różnica między grą hazadrową/losową, a Candy co sprawia, że Candy jest legalne? Odpowiedzcie proszę, jeśli wiecie.

W czapce czy bez czapki

Ubranie maluszka stosownie  do pogody, szczególnie w okresie jesiennym i wiosennym, to nie lada wyzwanie. Nie chcemy przecież dziecka wychłodzić, ale też przegrzać. Ja się zawsze staram ubierać "na cebulkę", żeby w razie potrzeby móc coś zdjąć lub ewentualnie założyć. A co z czapeczką? Moje dziecko, bez względu na porę roku, zawsze ma czapkę - oczywiście odpowiednio dopasowaną do pogody. Ale często widuje mamy z naprawdę maleńkimi dziećmi, które czapeczek nie mają. I się wtedy zastanawiam, czy dobrze robię, bo może lepiej dziecko hartować. Ale z drugiej strony, skoro mi zimno i kaptur zakładam, to może ta czapeczka jest potrzebna. A u Was jak jest? W czapeczce czy bez czapeczki?

czwartek, 12 kwietnia 2012

Położna środowiskowa

Za chwilę Antosia kończy dwa latka, ale jak dziś pamiętam jej pierwszy miesiąc życia. Przeglądając sobie bloga MandarynkowejMamy, postanowiłam podzielić się z Wami swoją historią, a jednocześnie uświadomić, jak ważny jest wybór położnej środowiskowej.

Jeśli sami wcześniej nie wybierzemy "swojej", zostanie nam przydzielona z przychodni, do której zapisaliśmy dziecko. Tak było u nas. Wiedziałam, jak ważna jest położna, ale myślałam, że pracujące w przychodni panie są kompetentne i odwiedzają swoich podopiecznych w konkretnym celu - żeby sprawdzić czy wszystko jest z dzieckiem w porządku oraz pomóc świeżo upieczonej mamie. U nas było tak:

Pierwsza wizyta położnej (trzy dni po powrocie ze szpitala do domu):
Położna obejrzała dziecko i powiedziała, że źle dbam o skórę, bo ma wysuszoną i pępek coś się źle goi, być może trzeba będzie odwiedzić chirurga. Zauważyła, że Antosi się mocno ulewa i powiedziała, że to pewnie refluks i trzeba będzie do szpitala. Nawet nie spytała czy umiemy wykąpać dziecko, przewinąć, a jak powiedziałam, że bolą mnie piersi i mam bardzo poranione, to powiedziała tylko, że źle przystawiam dziecko. Nie powiedziała jednak jak mam to robić dobrze. Załamana zaczęłam dzwonić po lekarzach, ale kazali czekać bo dziecko jeszcze jest zbyt małe, żeby iść z nią do chirurga albo stwierdzić refluks. 

Druga wizyta: 
Antosi pojawiły się na buzi małe kropeczki (urodziła się latem i było naprawdę gorąco), położna stwierdziła, że to na pewno potówki, że ją przegrzewam, powinnam lżej ją ubierać, ale ogólnie widać, że rośnie i przybywa na wadzę. Kazała mi pić codziennie szklankę mleka, aby wzbogacić swój pokarm. Zauważyła jednak, że Antosia jakoś ma zbyt wąsko osadzone nóżki i konieczne jest "peluchowanie", czyli nakładanie mocno zwiniętej pieluszki tetrowej na pampersa, żeby dziecko miało szeroko nóżki.

Trzecia wizyta: 
Położna stwierdziła, że dalej przegrzewam dziecko, bo kropeczki z buzi nie zniknęły, pępek ładnie się już goi i Antosia ładnie przybywa na wadze, jest spokojna. Z refluksem możemy poczekać aż skończy 4 tygodnie i wtedy zgłosić się do lekarza. Nadal zaniedbuję skórę dziecka, bo jest bardzo wysuszona.

Kilka dni przed czwartą wizytą Antosia zaczęła bardzo ulewać przez dwa dni i non stop płakała. Najpierw zadzwoniłam do położnej spytać co robić, a ona odesłała mnie do lekarza. Więc poszłyśmy. Lekarz obejrzał Antosię, zważył i powiedział, że jestem nie odpowiedzialną matką i prawię zagłodziłam swoje dziecko na śmierć. Okazało się, że przez 4 tygodnie przybrała tylko 160 gram. Żadnego refluksu nie ma, bo jej się ulewa, a nie nie wymiotuje. Skóra wcale nie była sucha, za to kropeczki na buzi - to skaza białkowa przez moje picie mleka, a nie żadne potówki. Powiedział też, że pępek się źle goi, zapewne to ziarninina i musimy iść do szpitala na lapisowanie (faktycznie byliśmy). Dodała, że dziecka nie wolno "peluchować", chyba że na wyraźne zalecenie ortopedy.

Po powrocie do domu mąż zadzwonił do położnej i powiedział jej o naszej wizycie u lekarza i co od niego usłyszeliśmy. Dodał, że jest nieodpowiedzialna i zrobiła krzywdę nam, a najbardziej naszemu dziecku. W odpowiedzi usłyszał, że ona jest od tego, żeby sprawdzić w jakich warunkach wychowuje się dziecko i własnie to zrobiła.

Czwarta wizyta:
Położna powiedziała mi, że to ja jestem matką i powinnam wiedzieć jak mam się zająć dzieckiem i co mu dolega. Znowu obejrzała Antosię i stwierdziła, że jest odwodniona, bo ma lekko zapadnięte ciemiączko i może mieć zapalenie płuc, bo widać delikatną siną otoczkę wokół ust (ponieważ dzień wcześniej widział Antosię lekarz, wiedziałałam, że wszystko jest w porządku). Na pytanie, czemu mówiła pani, że dziecko przybywa na wadze odpowiedziała, że tak było, ale jak ulewała te dwa dni to straciła kilogram. A skazę białkową łatwo można pomylić z potówkami, więc nie będzie się z tego tłumaczyć. Pępęk natomiast musiałam zaniedbać po trzeciej wizycie, bo wcześniej był ładny. O "pieluchowaniu" powiedziała, że KIEDYŚ była to naturalna pielęgnacja niemowlęcia i wszyscy lekarze to zalecali.

To była jej ostatnia wizyta, poprosiłam, żeby już więcej nie przychodziła, bo ja już nie mam siły płakać po jej odwiedzinach i zastanawiać się czy to co powiedziała jest prawdą, jej wymysłem czy brakiem wykształcenia. 

Drogie Mamy! Jeśli macie możliwość, sprawdzajcie opinie położnej, która ma się zająć Wami i Waszym Skarbem. Żadnej z Was nie życzę tego, co spotkało nas.

środa, 11 kwietnia 2012

Nożyczki do paznokci

Chyba największym wyzwaniem dla mnie - mamy, było obcinanie maleńkich paznokietków. Przyznam, że kupiliśmy w tym celu kilka par nożyczek różnych wiodących firm i tylko jedne spełniły nasze oczekiwania. Większość nożyczek jest zbyt "gruba", ciężko chwyta się paznokcie i ciężko obcina. Zazwyczaj musieliśmy czekać, aż paznokietki będą naprawdę długie, żeby je choć trochę skrócić. Po długich poszukiwaniach trafiliśmy na zestaw do pielęgnacji paznokci firmy Akuku. Zestaw zawiera nożyczki, pilniczek oraz cążki. A wygląda to tak:


Nożyczki są świetne. Są na tyle cienkie i poręczne, że radzą sobie nawet z krótkimi paznokciami, ale takimi co już drapią.
Pilniczek idealnie nadaje się do zaokrąglenia nieco krzywo obciętych paznokci. Przydaje się już u nieco starszego dziecka.
Cążki zaczęłam używać najpóźniej i stosuję tylko to paznokci u stópek. Są naprawdę maleńkie - idealnie dopasowane do tak małego użytkownika.

Komplety dostępne są w różnych kolorach - można wybrać odpowiedni dla chłopca lub dziewczynki. Osobiście jestem z zakupu bardzo zadowolona. Szkoda, że nie trafiłam na ten komplet jako pierwszy.
Cały zestaw można kupić za ok. 9zł, także myślę, że to dobra cena za naprawdę dobry produkt.
Ja polecam.

A Wy Drogie Mamy, jak radzicie sobie z paznokciami?
Ja pamiętam, że bardzo się tego bałam i pierwsze obcinanie paznokci należało do mojego męża. Na szczęście szybko przekonałam się, że to nic strasznego :)


niedziela, 8 kwietnia 2012

Czapeczki, buciki i inne

Drogie mamy. Lubicie stroić swoje maleństwa? Lubicie ręcznie robione opaski, czapeczki albo buciki? A co myślicie o tych tenisówkach?


Boskie!!! Ja już takie zamówiłam. Jeśli chcecie obejrzeć inne cudeńka, wszystkie ręcznie robione - odsyłam Was do bloga Uli. Zajrzyjcie tam koniecznie!

sobota, 7 kwietnia 2012

Coś słodkiego - świątecznego dla małego alergika

Po kilku próbach wprowadzania mleka... Hmmm, no wysypało moje Słoneczko. Na razie muszę odpuścić, aż zejdą wszystkie plamki i za jakiś tydzień spróbujemy znowu. A teraz, ponieważ na stole kolorowo, słodko i pachnąco, postanowiłam zrobić coś specjalnie dla Antosi.
Po pierwsze mieliśmy dwa koszyczki (ale tylko po to, by Antonia niosła swój - jest taka dumna, że może pomagać i mieć to samo co tata albo mama). Biały chleb zamieniliśmy na żytni razowy, jajka kurze na przepiórcze i oto mamy


Po drugie: własnoręcznie przygotowane smakołyki. Chciałabym się z Wami podzielić swoimi dwoma przepisami.

Ciasteczka owsiane

Składniki:
120g margaryny bez mleka
łyżka brązowego cukru (lub zwykłego, miodu albo glukozy)
4 jajka przepiórcze (lub jedno kurze)
3/4 szklanki mąki żytniej
szklanka płatków owsianych
pół łyżeczki proszku do pieczenia

Utrzeć margarynę z cukrem, dodać jajka i zmiksować. Dodać mąkę, płatki owsiane i proszek do pieczenia, dokładnie wymieszać. Formować małe kulki i układać na wyłożonej papierem do pieczenia blasze. Piec ok 15 minut w temp 180 stopni.

Biszkopcik z jabłkiem

Składniki:
8 jajek przepiórczych
3 łyżki mąki żytniej
1 łyżki mąki ziemniaczanej
1 łyżka cukru
1 łyżka wody
1 łyżka oleju rzepakowego
pół łyżeczki proszku do pieczenia
1 jabłko

Oddzielamy białka od żółtek (co w przypadku jaj przepiórczych nie jest takie proste) i ubijamy pianę razem cukrem. Dodajemy żółtka. Mąki mieszamy i przesiewamy. Dodajemy wszystko do jajek i chwilkę miksujemy. Jabłko kroimy i małą kostkę, wrzucamy do masy i mieszamy. Piec ok 30 minut w 180 stopniach. Przepis jest na maleńką foremkę (15cmx8cm).
Dodany olej sprawia, że ciasto jest "wilgotne".

Przepisy nie są trudne, skoro ja potrafię, to każdy potrafi :) Antoni smakuje, mam nadzieję, że Wam i Waszym Cudeńkom też będzie smakowało.

Smaczengo!

piątek, 6 kwietnia 2012

Święta

Możemy powiedzieć, że już jutro zaczynamy święta. W tym roku zamiast jednego koszyczka, będą dwa - jeden specjalnie dla Antosi :) W związku z tym wszystkim mamom i kobietą życzymy po prostu zdrowych i wesołych świąt spędzonych w gronie najbliższych, w miłej i rodzinnej atmosferze.

Katashyna


czwartek, 5 kwietnia 2012

Będziemy testować

Jak zwykle wieczorkiem usiadłam sobie przy komputerze i pierwsze co zrobiłam, to włączyłam pocztę. I jak zwykle pojawiło się kilka reklam, trochę powiadomień z facebooka i jedna dziwna wiadomość pod tytułem "Gratulujemy". Rzadko w ogóle otwieram takie maile, bo zazwyczaj to jakaś reklama albo wirus. Ale tym razem coś mnie podkusiło. Jakiś czas temu zgłosiłam się do testowania produktów GlySkinCare, o czym już zupełnie zapomniałam. Ale oni nie zapomnieli o mnie :) A to oznacza, że zostałam wybrana do testowania i z niecierpliwością czekam na przesyłkę. Na pewno podzielę się z Wami wrażeniami. Już nie mogę się doczekać!

Mamy radzą

Gdy w domu pojawia się nowy członek rodziny, wszystko nagle staje na głowie i wszystko co kiedys wydawało się oczywiste, już takie nie jest. Czytamy, radzimy się, pytamy... BoboVita postanowiła to wykorzystać. Zaprasza wszystkie chętne mamy do wzięcia udziału w konkursie BoboVita_Mamy_radzą. Pomysł, myślę bardzo dobry. Pod nadzorem specjalistów, mamy dzielą się ze sobą swoimi pomysłami na posiłki dla dzieci oraz poradami jak i co wprowadzać do diety dziecka. Kilka fajnych pomysłów kulinarnych sama już przetestowałam i kilka swoich również dodałam. Plusem poradnika jest to, że nie musimy się logować by przeglądać jego zawartość. Logowanie jest jedynie potrzebne, gdy chcemy brać udział w konkursie, oceniać i komentować inne pomysły. I tu muszę coś dodać. Niestety zdarzają się osoby, ktróre logują się tylko po to by zaniżać punktację najwyżej ocenianych pomysłów. Są też takie, które szukają nietypowych pomysłów na innych stronach i metodą Copy'go Paste'a wstawiaja jakie własne. Czy naprawdę wygrana jest jedyną motywacją do wzięcia udziału w konkursie? A gdzie zasada fair play i satysfakcja z tego, że ktoś nasz pomysł po prostu przeczyta i zastosuje u swojego dziecka?
Bez względu na to jakie osoby biorą udział w zabawie, zachęcam do odwiedzenia poradnika :)

środa, 4 kwietnia 2012

Retusz na wesoło

Każda z nas doskonale zdaje sobie sprawę, że widniejące na okładkach panie są po "delikatnym" retuszu. Dostępne programy dają nam olbrzymie możliwości. Sama postanowiłam spróbować, ale ... No właśnie. Po co się upiększać, wyszczuplać, powiększać biust. Przecież patrząc w lustro nie zobaczę takiej idealnej kobiety, jaką mogę storzyć. Mój braciszek zainspirował mnie do zrobienia z siebie Zombie. I oto ja - przed i po przeróbce, tak dla porównania :)


I jak Wam się podoba? Mnie bardzo, ale nie tyle mój nowy "wizerunek" co możliwości. Chyba zamienię sutasz na photoshop'a :)

Aktualizacja na dzień 04.04.2012r
Dziś znów postanowiłam pobawić się programem, ale już nie w stronę żywych trupów. I oto co powstało:

Dumna z siebie :)

Wózeczek z rattanu

Oto nadszedł ten dzień kiedy Pan Listonosz zapukał do mych drzwi i wręczył oczekiwaną przesyłkę - wózeczek z rattanu wykonany przez Anię. Jest fantastyczny - od razu się w nim zakochałam. I chcę więcej. W rodzinie zbliża się komunia i ślub, a taki wózeczek jest idealny zamiast kwiatów czy kartki.
Ten jest mój!

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Po godzinach - rękodzieło

Myślę, że każda mama oprócz bycia mamą ma również swoje pasje i zainteresowania. Niestety często mamom brakuje na nie czasu. Ale jak już dojdziemy do siebie po porodzie, nauczymy się żyć z nowym, często dość wymagającym członkiem rodziny, znajdujemy chwilę na to co lubimy.
Ja uwielbiam robić kolczyki. A w sztuce sutaszu się po prostu zakochałam. Niestety kupione przeze mnie sznureczki i koraliki na chwilę obecną rzuciłam w kąt. Teorię opanowałam co prawda do perfekcji, natomiast praktyka mnie powaliła. Po dwóch godzinach zdołałam przyszyć koral do filcu oraz może jakiś centymetrowy kawałek sznurka. Nici mi się plączą, sznurki rozjeżdżają i to co wyszło bardziej przypomina pracę kilkulatka niż dorosłej kobiety. Nie poddaję się! Poszukam jeszcze jakichś filmików typu "krok po kroku" i mam nadzieję, że następnym razem się uda. Na chwilę obecną mogę się pochwalić koralikowymi kolczykami made by Katashyna :)


 















Może kolczyki nie są za bardzo imponujące, ale chodzi o przyjemność i relaks. A takie "dłubanie" bardzo uspokaja - naprawdę.

niedziela, 1 kwietnia 2012

Ufolandia

Z bardziej przyjemnych wydarzeń dzisiejszego dnia - ponieważ pogoda od rana nie zachęcała do spacerów, postanowiliśmy jakoś urozmaicić dzień naszemu Szczęściu i zabrać ją do Ufolandii. To było to. Na miejscu jak tylko zdjęliśmy jej buciki, pobiegła do dzieci i zabawek, nieczekając na kochaną mamusię i tatusia :)
Super miejsce i super zabawa. Godzina minęła nam błyskawicznie. Antonia pobiegała, poskakała, pobawiła się w basenie z kulkami i wróciła do domu tak padnięta, że od razu poszła na 2,5 godzinną drzemkę.

Przygoda z nocniczkiem

Od pewnego czasu w łazience postawiliśmy mały zielony nocniczek z małą żółtą kaczuszką na oparciu. Antonia jest już na tyle duża, że powinna w końcu zrezygnować z pampersów. Do robienia siusiu cieżko ja namówić niestety, ale gdy tylko widzę, że chowa się za lodówką albo pod suszarką, pytam: "Antoniu chcesz sisi (w jej języku oznacza to kupkę) na nocniczek?", zazwyczaj odpowiada, że tak i kupka ląduje w nocniczku. Dziś tuż przed kąpaniem zauważyłam, że Antonia chowa się za lodówką. I znów sie udało. Uśmiechy, klasaknie i zadowolona "jaja" czyli mała żółta kaczuszka. Ponieważ napuszczałam już wodę do wanny, postanowiłam nie zakładać jej już pieluszki, a jedynie spodenki. To był największy błąd jaki mogłam popełnić. Gdy sprawdzałam temperaturę wody, do łazienki wbiegła Antonia krzycząc: "Mama si!". Co? Znowu? No dobrze, skoro chce to posadzę ją na jej mały zielony nocniczek. Niestety, tym razem okazało się za późno. Nie pytajcie co i w jakim stanie ujrzałam jak ściągnęłam jej spodenki. Szybko opłukałam ją pod kranem, przetarłam chusteczkami i kierując się do kuchni by je wyrzucić moim oczom ukazał się nasz pokój. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że spodenki Antosi miały dość szerokie nogawki bez ściągaczy na dole. Niestety gdzie stanęła, tam zostawiła po sobie ślad. Jaki z tego morał? Kochana mamo, zanim założysz dziecku spodenki, pamiętaj o majteczkach! Przy ewentualnej awarii na pewno będzie mniej sprzątania :)