środa, 31 października 2012

Biblijne liczby

Najczęściej edukacje naszych dzieci zaczynamy od nauki części ciała i rozpoznawania zwierząt. Potem wchodzą kolory, aż przychodzi czas na liczby. Antosia lubi liczyć, ale oczywiście robi to po swojemu. Ostatnio liczyła kamyczki: tsy, jedenascie, dwanascie, tsynascie, osiem, dziewiec, osiem :) Skąd zna taką kolejność i czemu zapamiętała właśnie te liczby - nie wiem. Uważam, że na naukę ma jeszcze czas, dlatego nie siedzę z nią i nie zmuszam do poznawania liczb ani liter. Jeśli chodzi o liczenie, wpadła mi ostatnio w ręce pewna książeczka "Biblijne liczby od 1 do 10". Osobiście jestem trochę sceptycznie nastawiona do książeczek religijnych dla dzieci, choć wiem, że takie są i moi znajomi swoim dzieciom je kupują. Co mnie zaintrygowało w tej? Wszystko. Książeczka jest dla dzieci od piatego roku życia - bo uczy liczenia w skali od 1 do 10. A prezentuje się ona tak:






Te dziwne postacie to skarpetki - co można wywnioskować bardziej z tytułu (Skarpetkowe opowieści) niż z samych ilustracji. No i co o tym myślicie? Czy to odpowiednia książeczka dla dziecka? Zrozumie przesłanie związania i wrzucenia do płonącego pieca trzech przyjaciół oraz ich zadowolone miny na ilustracji z cyfrą 4?
Książeczka ogólnie jest bardzo ładna, ma kolorowe obrazki i twarde strony, ale chyba się dla nas nie nadaje. Pożyczyłam ją i dzisiaj idę oddać.
Jestem bardzo ciekawa co Wy myślicie na ten temat.

poniedziałek, 29 października 2012

Sernik na niby

Weekend był i weekendu już nie ma. Zleciał niesamowicie szybko. Sobotnia pogoda nie zachęcała do spacerów. Zimno, wiało jak nie wiem, do tego śnieg. Żeby Antosi się aż tak nie nudziło wybraliśmy się do Kinder Planety. Maleństwo się wyszalało, że po powrocie do domu od razu poszła spać i to sama chciała :)
W niedzielę na obiad zaprosiła nas kuzynka. Postanowiłam zabłysnąć i zrobić ciasto. Z pieczeniem u mnie średnio, ale co tam - raz kiedyś można spróbować. Postanowiłam wykorzystać przepis Moniki na Sernik na niby. Jest naprawdę smaczny i przy moich zdolnościach cukierniczych - wyszedł :) Dla tych co nie odwiedzali jej bloga:

Składniki:
- 3 duże jogurty typu greckiego
- 5 jajek
- szczypta soli
- 2 duże budynie śmietankowe (na 3/4 litra mleka)
- ½ szklanki oleju
- 1,5 szklanki cukru pudru
- paczka biszkoptów (ok. 180g)
- rodzynki (opcjonalnie)

Przygotowanie
Oddzielamy żółtka od białek. Do białek dodajemy szczyptę soli i ubijamy na sztywną pianę. W drugiej misce łączymy żółtka, cukier puder, olej, budynie i jogurty. Ucieramy na gładką masę (można dorzucić rodzynki). Przekładamy ubitą pianę do masy i delikatnie mieszany (można mikserem na najniższych obrotach). Formę (35×25) wykładamy papierem do pieczenia, na dnie układamy biszkopty. Zalewamy je masą i pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni na jasnozłoty kolor (ok. 50-60 minut).


A oto i moje ciasto. Kuzynka uwielbia serniki, jak go przyniosłam strasznie się ucieszyła. Dopiero jak zjadła kawałek powiedziałam jej, że w tym serniku to ani grama sera nie ma :) Dość mocno się zdziwiła. Tym sposobem doszedł jej kolejny przepis na pyszny sernik. Polecam bardzo, nawet tym mało zdolnym jak ja :)

piątek, 26 października 2012

Ciasteczka

Dziś znowu jakoś tak ponuro i do tego od rana sypał drobny śnieg. Zima idzie :/ Siedzimy w domu z Antosią, patrzymy na siebie ... No coś trzeba zrobić. A może ciasteczka? Antosi pomysł bardzo się spodobał także zabrałyśmy się do dzieła. Najfajniejsze było babranie się w cieście, a potem wyciskanie kształtów. Jak ciasteczka trafiły już do piecyka, Antosia nie mogła się doczekać kiedy będą gotowe bo już chciała je jeść. Na szczęście szybko się je piecze - 15 minut i były już gotowe. Najadłyśmy się ciastek jakbyśmy nigdy nic słodkiego nie jadły. Chyba obiad zjemy dziś troszkę później.










środa, 24 października 2012

Zagadki koguta Jasia

Na wczorajszym spotkaniu Krasnali Panie prowadzące postanowiły pobawić się z dziećmi w zgadywanie. Wszystkie maluchy siedziały na podłodze, gdzie dołączyła do nich Pani z dużą maskotką kogutem Jasiem. Ruszając jego dziobem, Pani udawała, że to pluszak mówi. I nagle kogut zaczął zadawać zagadki.

Pierwsza:
Co to za zwierzę? Ma cztery nogi, mieszka w budzie i mówi: hau hau.
W grupie zapanowała cisza, aż nagle słyszę głos swojego dziecka i jej radosną odpowiedź: kogut!
Hmmm... No w sumie, kogut rusza dziobem i przed chwilą kogut mówił hau, hau. Jakby nie patrzeć, zgadza się :)

Zagadka nr 2:
Co to za zwierzę? Ma cztery nogi, lubi mleczko i mówi: miau miau.
Znowu cisza i znowu słyszę radosny głos swojego dziecka, które z euforią krzyczy jakże oczywistą odpowiedź: kogut! I znowu nie rozumie dlaczego to nie jest dobra odpowiedź, skoro to właśnie on rusza dziobem no i przed chwilą powiedział miau :)


Cóż, moje dziecko na pewno nie jest słuchowcem. Typowy z niej wzrokowiec - jak mama. Chociaż przy czwartej zagadce zrozumiała w końcu o co chodzi, że nikt nie pyta o tego koguta, tylko trzeba słuchać co on mówi. Z obrazkami na koniec zajęć poszło super - tak jak się tego spodziewałam.

poniedziałek, 22 października 2012

Zupa literkowa

Weekend w pracy w dodatku nie sama - towarzyszyły mi zapchane zatoki :/ Nie czuję się chora, ale coś w tych zatokach siedzi, a w zasadzie w jednej z nich. Mam nadzieję, że szybko minie bo wszystko czuję połowicznie :) Ale wracając do tematu. Antosia jest raczej z tych dzieci co jedzą, lubią jeść, a jak mają podane coś smacznego to i dwie porcje potrafią wsunąć :) I tak od jakiegoś czasu Antosia zaczęła oglądać bajkę "Marta mówi". Dla tych co nie wiedzą, jest to bajka o psie - Marcie, który zaczął mówić po zjedzeniu zupy literkowej. Pewnego dnia, będąc na zakupach, zauważyłam na półce właśnie makaron literkowy :) Oczywiście go kupiłam. Zrobiłam na obiad zwykły rosół, ale ugotowałam literki i powiedziałam Antosi, że dziś będzie jadła zupę literkową. Tak się ucieszyła, że aż klaskała z radości. Zjadła całą miseczkę (duża wazówka zupy i spora garść makaronu) i położyła się na drzemkę. Jak wstała - poprosiła o zupkę literkową :) No cóż dogotowałam makaronu i na podwieczorek jemy kolejną porcję rosołku.

Nasza literkowa zupka

piątek, 19 października 2012

Chorutka

W zeszłym tygodniu Antosi zaczął się kaszel, potem doszedł katar, a w weekend dostała temperaturę. Odczekałam 3 dni - nie przeszło, więc wybrałyśmy się do lekarza. Na szczęście płuca i oskrzela czyste - czyli zwykłe przeziębienie. Dostaliśmy jakieś leki i tak od poniedziałku siedzimy w domu. Dramat! Jeszcze gdyby nie temperatura, wyszłybyśmy na krótki spacer, a tak siedzimy. W środę było już lepiej i w czwartek poszłyśmy na spotkanie krasnali. Kilka dni w domu i Antosia sama rwała się do tańca. Jej już przechodzi (troszkę jeszcze kaszle i kicha), ale jej urocze i przesłodziachne buziaczki zaprądkowały mamusię :/ Trzymam się i nie poddaję, bo w weekend szkoła i chciałabym jednak być przytomna na zajęciach. Właśnie dlatego nie przepadam za jesienią i wiosną - najczęściej wtedy chorujemy.

środa, 17 października 2012

Wyróżnienie

Zacznę może od zabawy, do której zostałam zaproszona pt.: "Jeśli Twój blog miałby włosy, jakiego byłyby koloru?"







Zasady zabawy:















poniedziałek, 15 października 2012

Skarpetki nie do pary

Nie wiem jak to jest, ale często podczas prania z pralki zamiast dwóch, wyciągam tylko jedna skarpetkę. Staram się ją odłożyć i przy następnym praniu wrzucić brakującą do niej parę. Zazwyczaj po jej wypraniu, ta pierwsza leży gdzieś dobrze schowana, żeby nie zginęła. Czasem skarpetka wypadnie przez balkon i zanim zdążę po nią iść, zabierze ja przechodzący piesek lub sprzątnie dozorca. Tym sposobem mam kilka pojedynczych skarpet. Dziś postanowiłam przerobić jedną z nich na małego króliczka. Jak? Zobaczcie :)


Rozcinamy górną część skarpetki na dwie części. Następnie przewracamy skarpetkę na lewą stronę i zszywamy całość tworząc uszy.


Teraz rozcinamy dół skarpetki, ale robimy niewielki otwór, tak aby móc przełożyć całość na prawą stronę. A teraz skarpetkę wypełniamy tym co mamy - ja użyłam kaszy i wyszedł nam mały króliczy gniotek :)


Do zrobienia oczu użyłam guziki - Antosia je lubi, ale spokojnie można je namalować jak nosek i buzię. Przy moich marnych zdolnościach do szycia stworzenie króliczka zajęło mi jakieś 40 minut. Chyba nie tak źle :) A króliczek wyszedł całkiem uroczy i idealnie nadaje się do zgniatania albo przytulania.

piątek, 12 października 2012

Wlazł kotek na płotek


Z mamą ogląda się bajki, chodzi na spacery, maluje i lepi. Czasem też sprząta. Od opowiadania bajek i śpiewania piosenek jest tata. Tatuś również uczy wierszyków na pamięć. I nawet mu to wychodzi :)

czwartek, 11 października 2012

Makaronowe korale

Dziś malowanie i nawlekanie makaronowych rurek. W wyniku naszych działań powstały piękne kolorowe korale. Zdjęciowy przegląd naszej pracy:







A ogólnie to chyba coś jest w powietrzu - od rana chodzę śnięta i nawet druga kawa nie pomogła.

środa, 10 października 2012

Motoryka mała

Cóż to takiego? Miałam przyjemność dokształcać się na kierunku: Edukacja przedszkolna i wczesnoszkolna. Tam dowiedziałam się jak duże znaczenie ma prawidłowy rozwój motoryki małej i dużej. Motoryka to nic innego jak ogólna sprawność ruchowa człowieka i jego zdolność do wykonywania wszelkich działalności związanych z ruchem. Dzielimy ją małą i dużą. Najprościej mówiąc motoryką małą nazywamy sprawność dłoni i palców, motoryką dużą sprawność fizyczną całego ciała. Obserwuje zajęcia krasnali, na które uczęsczamy. Dla jednych mogą one nie mieć sensu, ale ja dostrzegam w nich wysiłek prowadzących. Panie uczą dzieci wykonywania poleceń, słuchania innych, nie tylko mamy, organizują ćwiczenia z woreczkami, chustami i małymi piłeczkami, by usprawnić małe rączki i paluszki. Zabawy w kółku, powtarzanie pozycji, przeciskanie się przez tunel - ma poprawić ogólną sprawność fizyczną dziecka. Tak jak o motorykę dużą, nie musimy za bardzo się martwić - przecież wychodzimy z dzieckiem na spacer, na plac zabaw, gdzie nasz szkrab biega i wspina się po drabinkach, tak nad motoryką małą musimy pracować. Najprostsze ćwiczenia to ugniatannie chusteczki, chowanie ją w rączkach, przenoszenie w paluszkach, a także wszystkie zajęcia z ciastem, masą solną, plasteliną, malowanie zarówno pędzelkiem jak i paluszkami oraz zwykłe rysowanie i nauka trzymania kredki. Jak na dworzu zimno i wieje, co jakiś czas siąpi coś z nieba - to najlepszy moment na tego typu zabawę. My dziś malowałyśmy farbami i robiłyśmy stempelki. (Kupione farby strasznie śmierdzą, jak jakiś antybiotyk. Ma to niby zapobiedz braniu paluszków do buzi, ale ten zapach jest naprawdę nieprzyjemny). Niby proste i oczywiste zajęcie, a jak pozytywnie wpływa na rozwój naszego dziecka. Ile czasu i skupienia musi ono poświęcić by odpowiednio pomalować stempelek, a potem odbić na kartce.




Kolejnym pomysłem na dziś była masa solna z makaronem i kaszą. Antosia na kartce robiła "placki" z masy solnej, a potem wybierała z pudełeczka makaron lub kaszę i przyklejała ją do masy (użyłam masy zamiast kleju, bo posiadam tylko w sztyfcie, a ten się nie nadaje). Dużo radości, bo można zrobić bałagan. I dużo pracy, bo małe paluszki musiały wybrać z miseczki odpowiedni makaron i go przykleić. Jak wyschnie, oczywiście możemy pracę pomalować farbami - tym sposobem mamy kolejny pomysł na następny dzień.



wtorek, 9 października 2012

Zmuszać czy nie zmuszać

Antosia, chyba jak większość dzieci, obserwuje. Następnie wybiera dzieci, z którymy chce się bawić i omija te, które z jakiegoś (często nieznanego mi) powodu jej nie odpowiadają. Niestety zdarza się, że gdy podejdzie do niej dziecko, z którym bawić się nie chce, potrafi odepchnąć, a nawet uderzyć. Zawsze wtedy zwracam jej uwagę, że nie wolno nikogo bić i grzecznie tłumaczę, że jak nie chce się bawić, to niech się bawi z innym dzieckiem albo sama. Nigdy nie zmuszam Antosi to przyjaźni na siłę, bo mama chce to ona ma się z danym dzieckiem bawić i już. Niby ona jest malutka, ale wydaje mi się, że dużo rozumie. Niech sama sobie dobiera przyjaciółki. Sama również obserwuję zachowania innych dzieci. Większość robi dokładnie to samo tzn. wybiera dziecko, do którego chce podejść i z którym to chce się bawić. A potem czeka na reakcje. Jak nie oberwię w głowę, znaczy, że jest dobrze i jest szansa na bycie kumplami. Antosia tak właśnie poznała Gabrysię i Olę. Niestety Oli nie przypadła do gustu i jak Antosia do niej podchodzi, żeby złapać ją za rączkę, ta ją odpycha. Za to z Gabrysią tworzą parę idealną :) Razem się bawią, dzielą, piją z jednego kubeczka, nawet płaczą razem :) Piszę o tym, bo kiedyś została mi zwrócona uwaga, że jak nie pozwalam bawić się Antosi z jakimś dzieckiem, to obrażam w ten sposób to dziecko i jego rodziców. A ja nigdy nie mówię, że nie wolno jej się bawić z kimś tam. Jedynie jak widzę, że chce jakieś dziecko uderzyć bez większego powodu, powtarzam jej, że jeśli nie chce się bawić to nie musi. I wydaje mi się, że nie robię w ten sposób nic złego, a już na pewno nikogo nie obrażam.

A tak jeszcze zmieniając temat. Pamiętacie nasze figurki z masy solnej? Uzdolnieni plastycznie rodzice postanowili je pomalować, tak by dziecko miało nowe zabawki :) A oto i nasze dzieło:


Dziś jeszcze chciałabym wspomnieć o jednej rzeczy. Jako "topowy komentator" miesiąca września na blogu Nasze Małe Cudeńka otrzymałam drobny upominek od autorek. Nie o niego tutaj chodzi, a o to jak został wysłany. Dostałam maleńkie pudełko, pięknie przyzdobione, a w nim prócz nagrody również list z gratulacjami i podziękowaniem za odwiedziny ich strony. Bardzo to miłe :) Tak wygląda moje pudełeczko:

czwartek, 4 października 2012

Pomysł na zdjęcia

Dziś o tym co robiliśmy kiedyś, jak Antosia była malutka. Znacie może panią Adele Enersen? Robi niesamowite zdjęcia niemowlętom - zazwyczaj śpiącym. Oto przykład:







Fajne, prawda? Mnie zauroczyły. Wpisując w wyszukiwarkę jej nazwisko i klikając na grafikę, otrzymamy mnóstwo stylizacji. Sami postanowiliśmy spróbować. A oto i co nam wyszło:






Jak Wam się podoba? Mnie bardzo i tylko żałuję, że nie zrobiliśmy więcej. W sumie sama nie wiem czemu. Dla mnie to super pamiątka, ciekawe tylko co powie Antosia jak dorośnie i zobaczy te zdjęcia :)

środa, 3 października 2012

Malujemy i lepimy

Zaczęła się jesień. Pogoda już nie zachęca do spacerów. Zimno, wieje i coś z tego nieba siąpi. Czas przygotować listę pomysłów na ponure deszczowe dni. W końcu nie możemy całych dni spędzać przed telewizorem. Dziś zaczęłyśmy od malowania. Mamy zwykłe farby i takie do malowania palcami - oj brudna robota.




Przy okazji farb chciałabym napisać jak ostatnio na jedne się nacięłam. W weekend czeka nas wesele i Antosia idzie do babci. Żeby i tam urozmaicić jej czas kupiłam zestaw ciastoliny i farby do malowania palcami. Przejrzałam mnóstwo ofert, obejrzałam różne opakowania i wydawało mi się, że wybrałam najlepszą. Niestety większość opakowań nie posiada gramatury, dlatego wybierałam wizualnie największe farby w najkorzystniejszej cenie. A oto i one:


Pudełko spore, stemple naprawdę duże i pojemniczki z farbami niczego sobie. A jednak. Bardzo zdziwiłam się jak wyciągnęłam pojemniczek, żeby mu się przyjrzeć z bliska.


Jak dla mnie to zwykłe naciąganie. Zrezygnowałam z zakupu farb, które miały więcej kolorów, były w tej samej cenie, ale miały mniejsze pojemniczki. Czuję się nieco naciagnięta przez producenta :/
Za to kolejny zakup był bardzo udany. Kupiliśmy z mężem 3D odlewy gipsowe.


Zestaw bardzo fajny, zawiera 4 foremki i 6 saszetek gipsu. Na gips jesteśmy chyba trochę za małę, ale od czego jest masa solna. Foremki świenie się sprawdziły i dziś powstała nasza mała farma.




I tak jakoś nam zleciał czas do południa. Teraz Antonia je obiad. Na dworzu wyszło słonko, to może jeszcze się przejdziemy na spacer przed drzemką.

Spacer był, drzemki niestety nie :/