piątek, 31 sierpnia 2012

Znaleziona

To dziś był ten ważny dzień dla mamy, kiedy musiała wyjść i zostawić Antosię z dziadkiem. Nie było łatwo, bo akurat pora wyjścia pokryła się z porą spania i w żaden sposób nie dało się tego przesunąć. Był płacz, ale mama musiała wyjść. Delikatny makijaż, spodnie w kancik i teczka z dokumentami. Tak, tak, tak - mama była na rozmowie o pracę. Dziwna to była rozmowa, bo pani dyrektor opowiadała co będę robić, jak wyglądają zajęcia i że mają sympatycznych uczniów, z którymi powinnam się dogadać. Krótko, a treściwie - 8 września mam pierwszy zjazd, a w środę pierwszą radę. Wracam do branży. Tak się ucieszyłam, że tylko pobieżnie spytałam o wynagrodzenie. Bardziej liczyło się i liczy, że wrócę do pracy... Nie! Że wrócę do szkoły, że jakoś pensja średnio mnie interesowała :)


Drodzy zaoczni licealiści - nadchodzę!

czwartek, 30 sierpnia 2012

Matko cujko

Jeszcze w maju martwiłam się, że moje dziecię operuje jedynie pojedynczymy wyrazmai i nie składa ich w zdania. Dziś mogę stwierdzić - Antosia mówi :D Powtarza niemal każde usłyszane słowo oraz zdanie. Sama tworzy krótkie zdania. Trzeba uważać co się przy niej mówi, bo szybko zapamiętuje nowy wyraz, który później z łatwością używa. Czasem jak Antosia coś zbroji, jakoś odruchowo mówię: Matko i córko, co tu się stało? Bardzo jej to przypadło do gustu i jak ostatnio wybierałyśmy się na spacer, ona była już gotowa, ja jeszcze czegoś szukałam, z przedpokoju usłyszałam: Matko cujko, Tosia cieka no. :) Po pierwszej wizycie w przedszkolu, gdy tata zapytał ją jak były, wszystko powiedziała sama i to w taki sposób, że można było ją zrozumieć. A dokładniej, Tosia przećkolu i dzieci i bawiła. Mama siku i Tosia sama i pakała. I bawić dzieci nie i pakała. I pani siedzi Tosią. W skórcie - bawiła się ładnie z dziećmi, aż mama wyszła zrobić siku i już się nie chciała bawić, zaczęła płakać i pani przy niej usiadła. Ach, moja mała mądrala, wszystko już wie i wszystko rozumie :)

środa, 29 sierpnia 2012

Przedszkolak

Ostatnio z Antosi zrobił się straszny dzikuś. Ciagle tylko mama i mama. Jeszcze niedawno zostawała u dziadków na cały weekend, dziś nie chce być sama (czytaj bez mamy) nawet 5 minut. Od poniedziałku zaczęliśmy resocjalizację i do piątku Antoniusz musi zmienić swoje myślenie. Bo piątek to dla mamy bardzo ważny piątek, ale o tej ważności napiszę w piątek jak wszystko się wyjaśni.
W każdym razie, dzięki uprzejmości Pani Dyrektor jednego przedszkola, spędzamy tydzień z dziećmi. Zaczęłyśmy od wtorku. Było trochę ciężko. Nowe miejsce, nowe panie, nowe dzieci i brak Gabrysi, spowodowało, że całe przedpołudnie spędziłam z Antosią w grupie. Dziś było troszkę lepiej. Zaczęła się bawić, odchodzić ode mnie na odległość większą niż metr, grzecznie myła rączki i jadła posiłki. Porcje niby dla trzylatków, a Antosia wrzucała wszystko na raz i czułam, że zjadłaby coś jeszcze :) Niby lepiej ale i tak z grupy wyjść nie mogłam.
Po przedszkolu drzemka w domku, a po niej wizyta u dziadków. Mam nadzieję, że ten dziwny buntowniczo - maminy etap szybko minie.
Myślę, że będziemy często odwiedzać przedszkole, a po nowym roku jak Antosia będzie miała 2,5 roku - chciałabym ją już zapisać na stałe. Liczę na to, że się uda :)

niedziela, 26 sierpnia 2012

Słodycze

Wiele mówi się o próchnicy u małych dzieci. Apeluje by ograniczać im cukry i nie podawać słodyczy. Ale z drugiej strony wszystkie herbatki dla dzieci i niemowląt to przecież czysta glukoza, fruktoza i inne cukry z dodatkiem smaku owoców lub ziół. To samo soki. Kiedyś na spóbowanie kupiłam Bobo Frut o smaku truskawki - była tak słodka, że aż mnie zemdliło. Wszystkie kaszki również są dosładzane, niektóre aż za bardzo. Jak to wszystko się ma do zalecenia o ograniczaniu cukrów w diecie dziecka?
Ponieważ Antonia miała alergię (tak, chyba w końcu mogę to powiedzieć głośno - MIAŁA), nie mogła jeść ciastek, cukierków, nawet rogali i słodkich bułek. Kaszek nigdy nie tolerowała, także mleko zagęszczałam jej zwykłym kleikiem ryżowym lub kukurydzianym. Soki kupowałam ze względu na skład, czyli te bez cukru. Ale żeby jej nieco życie osłodzić, dawałam jej żelki (zazwyczaj Nim 2) i czasem jakiegoś lizaka. Nie wydzielałam jej po jednej żelce, zazwyczaj wsypywałam garstkę do miseczki, do której miała dostęp. Skutek. Teraz jak Antosia dostaje kinderka, nie wsadza go sobie łąpczywie do buzi, krzycząc przy tym, że chce jeszcze. Zje go powolutku, a jak uzna, że już ma dość, odłoży. Będąc u znajomych, nie rzuca się na stojące na stole przysmaki. Pokaże paluszkiem na co ma ochotę, spyta czy może, weźmie, ugryzie, jak jej zasmakuje zje do końca, ale nie woła kolejnej porcji. Może ktos uzna, że to niemądre n apychać dziecko słodyczamy od najmłodszych lat. Ale ja widzę w tym dobre strony. Antosia nie woła i nie wymusza, bo wie, że jak będzie miała ochotę dostanie i potrafi się przy tym kontrolować.
Nasunął mi się taki temat po wizycie u lekarza. W poczekalni Antosia ciućkała sobie lizaka, obok nas siedziała pani również z dwuletnim dzieckim i tłumaczyła mu, że co ma ta dziewczynka to lizak, ale jemu takich rzeczy jeszcze nie wolno. Jak przyjdzie czas to dostanie. Co Wy na to?

Boimy się

Wczoraj odwiedził nas nasz znajomy i jak zwykle przyniósł dla Antosi prezencik (zawsze to robi, taki to miły nasz znajomy). I Antosia jak zwykle się rozpłakała, wszędzie chodziła ze mna za rękę i nie było mowy, żeby została ze znajomym (na którego z resztą mówi wujo) sama w pokoju. Chłop nigdy jej krzywdy nie zrobił, zawsze coś dla niej przynosi, a ona ciągle się go boi. Zastanawiam się skąd u dzieci bierze się taki lęk przed mężczyznami? Tatuś oczywiście jest najukochańszy na świecie, z dziadkiem podzieli się ostatnim cukierkiem, ale Ci inni. Tak sobie  myślę, że to może przez to, że w żłobkach ani przedszkolach mężczyzn nie ma, no chyba, że pan konserwator. W klasach 1 - 3 też zawsze pani. A pan? Czasem uczy wf'u, czasem historii i to w sumie już. Czy pani przedszkolanka jest lepsza od pana? Może kobieta ma więcej cierpliwości, ale myślę, że tatusiowie mają więcej pomysłów na zabawy.
Ostatnio w ogóle zauważyłam, że Antosia strasznie się mazgai. Nie chce z nikim zostać prócz mamy, pokazuje nerwy, buczy, płaczę i trzyma się mojej nogawki. Mam nadzieję, że to ostatni etap buntu dwulatka i za chwilę się skończy. W październiku czeka nas wesele (kolejne welkie bum i nasza paczka w komplecie) i mam ogromną nadzieję, że zechce na tę okoliczność zostać na noc u dziadków.

piątek, 24 sierpnia 2012

Poszukiwana

Mijają kolejne dni spędzone z Antonią w domu. Pewnie, gdybym miała prace, już dawno bym do niej wróciła. Niestety moja umowa skończyła się w trakcie trwania urlopu macierzyńskiego. Z dyrekcją miałyśmy rozmawiać o dalszej współpracy, niestety kilka dni po wygaśnięciu umowy po prostu przyszedł do mnie list, a w nim moje świadectwo pracy. Trochę to przykre, że niektórzy załatwiają sprawy w taki właśnie sposób. Ale, było, minęło i nie ma co rozpamiętywać. Za TĄ szkołą tęsknić na pewno nie będę.
Nie chciałam oddać Antosi do żłobka, a opiekunka to spory wydatek, chyba dlatego nawet nie kwapiłam się do napisania porządnego CV. Zajęłam się blogiem. Ktoś pomyśli - wariatka. Może. Ale jak przeanalizuje cały ostatni rok, moje przesiadywanie w internecie i pisanie, to jednak coś z tego było. Sporo rzeczy wygrałam w różnych konkursach. Dzięki temu, że posiadam bloga, mogę zgłaszać się do testowania różnych produktów, a na niektórych naprawdę przyoszczędziłam (podziękowania dla MAM i Johnon's). Ba! Niektóre firmy same się zgłaszają i pytają o nawiązanie współpracy - co przyznam, że jest bardzo miłe, bo okazuje się, że nie piszę sobie a muzom.
Ostatnio zajmuję się również pisaniem recenzji, w zamian otrzymuję bony do różnych sieciówek. Niby nie gotówka, ale jeść trzeba, a pani na kasie jest bez wątpienia wszystko jedno czym płacę.
Trochę to jednak mało. Dlatego wczorajszy dzień spędziłam na przeglądaniu szkół wieczorowych i zaocznych. Spisałam adresy, sprawdziłam dojazdy i odległość od domu. Od rana wysyłam swoje radosne CV. Dlaczego nie do zwykłych publicznych? Bo myślę, że będzie to dobra alternatywa. Od rana mogę być z dzieckiem, a po południu w pracy. Krótko: szkoła poszukiwana!
Trzymajcie kciuki! Nie zamierzam się łatwo poddać, będę szukać do upadłego :)

środa, 22 sierpnia 2012

Dochodzimy do siebie

Powrót do rzeczywistości jest dość trudny. Przede wszystkim z powodu chorób, które nas do padły. Pod koniec wyjazdu Antosia się przeziębiła i do dziś kaszle. Trochę to już za długo trwa, dlatego po południu idziemy do lekarza. Do tego, nie wiem czy zjedliśmy coś tuż przed wyjazdem, a może to, że w podróży nie jedliśmy nic ciepłego - dopadła nas taka biegunka i bóle brzucha, że autentycznie walczyliśmy o łazienkę. Niestety Antosię również coś wzięło, na szczęście bez bólu brzuszka i tylko jedna baaardzo rzadka kupka dziennie. Dostała Dicoflor i mam głęboką nadzieję, że jej się wszystko w tych małych jelitkach uspokoi (od wczoraj bez kupki).

W poniedziałek niemal od razu po przebudzeniu Antosia zakomunikowała Mama, Gabrysi domciu. Czyli zbieraj się matka, idziemy na plac zabaw, a jak tam nie będzie Gabrysi, zrobimy jej wjazd na chatę :) I dokładnie to zrobiłyśmy, bo nie zastałyśmy jej na dworzu. Kurcze, dziewczynki bardzo się stęskniły za sobą. Antosia nawet będąc na plaży mówiła, że zbiera muszelki właśnie dla Gabrysi, a jak byłyśmy na zakupach upatrzyła sobie maleńki kubeczek z napisem Bułgaria i po swojemu zasugerowała, żeby kupić dwa. Jednym słowem pretekst do odwiedziń był - pudełeczko muszelek i kubeczek.


Zdjęcie zrobiłam z chrupkiem kukurydzinym Tygrysek, żeby pokazać jak maleńki jest ten kubeczek.
Oczywiście radość po tygodniowym rozstaniu jest nie do opisania i oczywiście trwała całe pięć minut, a potem już norma, czyli walka o zabawkę i podryzanie sobie batonika :)

wtorek, 21 sierpnia 2012

Home sweet home

Mój decyzyzjny post wzbudził wiele różnych emocji. Zastanawiałam się nawet czy go nie usunąć. Chyba dobrze zrobiłam zostawiająć go na swoim miejscu. Poznałam przez to zdania na swój temat w bezpośrednim kontakcie oraz to co się o mnie mówi. Udało mi się nawet nawiązać nić porozumienia, a nawet pokuszę się o stwierdzenie, że gruby holowniczy sznur nie nić, ze swoim mężem :) W skrócie - pojechaliśmy, byliśmy, wróciliśmy.
Podróż: tam zajęła nam prawie 32 godziny. O zgrozo. Tyle, że ja jechałam na luzaka na tylnym siedzieniu jedynie z Antoniuszkiem. Podróż tu to tylko 25 godzin (zmiana trasy i autostrady działają cuda), ale już z dwoma fotelikami. Wróciłam zmęczona, połamana i obolała, ale ze względu na poprawę stosunków z mężem stwierdzam jednoznacznie - warto było. Za to Antosia. To taka dzielna dziewczynka, że aż jestem z niej podwójnie dumna. Świetnie zniosła podróż w obie strony, spała jak należy i tylko raz się rozpłakała ze zmęczenia.
Przyznam, że pierwszego dnia Bułgaria nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Może dlatego, że za czasów studenckich byliśmy z mężem na Tortoli i wydawało mi się, że właśnie takiego widoku i klimatu powinnam się spodziewać. Nieznajomość prawa szkodzi, ale jak widać nieznajomość położenia geograficznego i brak oczytania również. Wstyd mi. Dowiedziałam się za to, że Antosia, która uwielbia wodę boi się fal i za nic w świecie nie chciała wejść do morza. Przymuszona, dwa razy wykąpała dupsko, ale jak nadeszły większe fale, zachowywała bezpieczną odległość od wody by nie zamoczyć nawet małego paluszka u stopy.

Krótka fotorelacja z pobytu, a potem - czas wrócić do żywych i ogarnąć panujący w domu chaos.








 

 Dodam, że widoki naprawdę ładne, a smak świeżych owoców - dotąd mi nieznany :)

czwartek, 9 sierpnia 2012

Przyjaciółki z podwórka

Dziś przed wyjściem na plac zabaw odwiedziła nas Gabrysia z mamą. Jak te dziewczynki za sobą przepadają. A charakterki mają bardzo podobne, niby spokojne i grzeczne, ale nerwy potrafią pokazać. Gabrysi oczywiście spodobały się dwie najukochańsze zabawki Tosi czyli nasz kot i krowa do skakania. Jak na nią weszła, nie chciała zejść i trzeba było tłumaczyć jednej i drugiej, że zabawkami się dzielimy. I się dogadały. Strasznie się cieszę, że Antosia ma koleżankę i że jej koleżanka ma fajną mamę, z którą można pogadać, przynajmniej nie nudzi nam się na placu zabaw.
A przy okazji, to jest nasza krowa:


Dzieci ją po prostu uwielbiają. Mama Gabrysi już wie co jej kupić z okazji bez okazji :) I jeszcze jedno. Znalazła dla Antosi kostium i była tak uprzejma, że nam go kupiła. Już nie będziemy na plaży świecić gołymi cycuszkami :)


I faktycznie, nie kosztował jak większość 30zł czy 50zł, a tylko 15zł. Na zdjęciu jakoś licho wyszedł, jak na niego teraz patrzę to ma dużo żywsze kolory i wygląda jak kostium dziewczynki, a nie jak dla starej baby. Musicie uwierzyć na słowo :)
Najgorzej, że od września Gabrysia idzie do żłobka. Nie wiem jak Antosia przeżyje rozstanie. Mam nadzieję, że jednak znajdziemy czas żeby widywać się po południu.

środa, 8 sierpnia 2012

Miś Balu

Mama miała już dosyć Bambi. Oglądając go przynajmniej raz dziennie nauczyłam się dialogów i piosenek na pamięć. Zastanawiałam się co może się Antoni spodobać zamiast Bambi. Puściłam jej Księgę Dżungli II i to było to. Tylko, że teraz non stop leci Mogli, czasem nawet dwa razy dziennie. Przy tej bajce się uspokaja, wycisza i zasypia. A miś Balu to ukochany miś jakiego poznała. Prócz ukochanych kotów koniecznie musimy zabrać bajkę.

Antonia właśnie je obiad - żeberka i kasza. Oprócz mięsa uwielbia sosy. Właśnie przechyla talerz i próbuje wypić go do ostatniej kropelki. Urocze. :)


wtorek, 7 sierpnia 2012

Decyzja podjęta

Nieważne czego chcę i co mi się podoba. Ważne czego chcą inni. Właśnie Ci inni podjęli decyzję. Dlatego dziś od rana wybrałyśmy się z Antonią do wydziału paszportowego odebrać nasze nowe paszporty z okropnymi zdjęciami, niemal z kryminału. W piątek wieczorem jedziemy (nie lecimy) do Bułgarii. Muszę nastawić się psychicznie na co najmniej 24 godzinną jazdę wciśnięta na tylnym siedzeniu między dwoma dziecięcymi fotelikami ...

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Kiteczki

Wygląda na to, że Antonia nie odziedziczyła włosów po mamie i całe szczęście. Ma dość włosów i krótkie są proste, zaś długie zaczynają się kręcić. Grzywkę ścinam co jakiś czas - bardzo szybko odrasta. Z tyłu odkąd skończyła rok, ścinałam jej trzy razy. Chciałabym, żeby miała długie włosy, bo po prostu ładnie w nich wygląda. Zimą i wiosną nie było problemu, bo na dworze zimno, więc rozpuszczone nie sprawiały problemu. Jednak nadeszło lato. Wysokie temperatury powodują, że na szyi pod włosami pojawiają się potówki. W tej sytuacji były tylko dwa wyjścia albo zacząć je wiązać, albo ściąć. Był taki okres, że Antosia bez problemu siadała mi na kolanach i mogłam jej zrobić kiteczki. Wygląda nich przeuroczo :)


 Niestety ten okres jej minął i teraz za nic w świecie nie chce związać włosów. Ponieważ Gabrysia też ma kitki, czasem da się Antosię przekonać, że jak jedna to i druga. Ale to tylko czasem. Zastanawiam się czy jest jakiś sposób żeby namówić dziecko na uczesanie się.
Wasze dziewczynki noszą kitki?

Cacanie usypianie

Nigdy z usypianiem i zasypianiem nie mieliśmy problemu. Czy to w dzień, czy w nocy, Antonia o określonej porze kładziona była do swojego łóżeczka - 20 minut i już smacznie spała. Ostatnio mocno się to zmieniło. Protestuje w dzień przed spaniem, mimo iż ziewa i trze oczka. Położona wieczorem do łóżeczka - co trzy minuty coś wymyśla, a to siku, a to piciu, a to kot wypadł, wiecznie coś. I to coś potrafi trwać nawet dwie godziny i wyprowadza mnie z równowagi. Odkąd zaprzyjaźniłyśmy się z Gabrysią i jej mamą, troszkę się zmieniło. Gabrysia w dzień chodzi spać o tej samej godzinie co my tzn. między 12.00 a 13.30. Kiedyś na placu zabaw żegnamy się po zabawie i nagle Gabrysia mówi Mama, zupka i baja i spać. Okazało się, że ona w dzień śpi w dużym pokoju, przy bajce. Usłyszawszy to Antonia wykrzyczało to samo Zupka, baja i pać. Po powrocie do domu nie chciała słyszeć o swoim łóżeczku, więc postanowiłam spróbować. Zjadła obiad, włączyłam jej bajkę, położyła się i za chwilę usnęła. Nie wiem czy to dobre żeby spała przy bajce, ale ważne, że nie marudzi, nie krzyczy i nie protestuje. Leży, ogląda i w końcu zasypia. Wieczorem za to... Jakiś czas temu tak się rozpłakała, że nie mogliśmy sobie dać rady. Wpadła w jakąś furię (chyba ze zmęczenia). Nie dała się w żaden sposób uspokoić, a zostawienie jej samej w pokoju nic nie dało. W końcu do niej weszłam i powiedziałam, że jak przestanie płakać to ją przytulę, a potem pocacam na dobranoc. Uspokoiła się w sekundę. Tak jak obiecałam wzięłam ją na rączki i przytuliłam, a potem położyłam i zaczęłam cacać. Po 10 minutach już spała. Teraz nie czekam aż zacznie płakać, jak słyszę, że zaczyna wymyślać czego to ona nie chce przed spaniem, wchodzę i pytam czy ją pocacać, czasem sama woła Mama cacy. Głaszczę ją wtedy po główce, zwracając non stop uwagę, że ma leżeć grzecznie - szybko się wtedy uspokaja. Potem próbuję ja głaskać po nosku całą dłonią, w ten sposób często mruga, aż w końcu zamyka oczka ze zmęczenia i zasypia. Cacanie nie trwa długo - co najwyżej pół godziny, ale czasem nawet te pół godziny to dla mnie wieczność. Zanim do niej wejdę sama muszę się uspokoić i wyciszyć. Najgorzej jak się rozbudzi w nocy i woła, żeby ją pocacać. Nie pozwala tego robić tacie, więc muszę iść ja. Tu już brakuje mi cierpliwości :/ Kilkanaście minut o 2.00 nad ranem ciągnie się w nieskończoność. Jak brakuje mi sił, zabieram ja i pakuję do nas do łóżka, gdzie zasypia momentalnie. Na szczęście nie zdarza się to często.

Tak sobie czasem śpimy

Jakieś dziwne te łyżeczki

Łyżka jak to łyżka. Wiedziałam, że są różne kolory, wielkości i kształty, ale żeby stworzyć coś takiego?



Przedstawiam ostatni produkt, który otrzymaliśmy do testowania czyli Mam Soft spoon. Gdy ją dostaliśmy zastanawiałam się jak z niej korzystać i czy jest w ogóle praktyczna. Okazało się, że nie bez powodu łyżeczka jest tak dziwacznie wygięta. Gdy karmimy swoje maluchy, kąt trzymania przez nas łyżki różni się od kąta wkładania jej do buzi dziecka. Wiem, zaczynam matematyczne i pewnie mało jasne dywagacje. Otóż gdy korzystałam ze zwykłej łyżeczki, jakoś nie zauważałam problemu. Nie było mi przy karmieniu ani super wygodnie ani super niewygodnie. Jednak gdy zabrałam się za testowanie wygiętej Mam, okazało się, że jednak jest wygodniej i jedzenie tak często nie spada, i nawet trafiania do buzi jest łatwiejsze. Co jest jeszcze istotne. Łyżeczka jest plastykowa, ale część do nabierania pokarmu wykonano z dość miękkiej gumy. Także podczas karmienia nie usłyszymy żadnego głuchego metalicznego dźwięku gdy łyżeczka trafi na ząbek malucha. Do tego wyposażona jest w czujnik temperatury. Gdy podgrzejemy jedzonko - łyżeczka informuje nas czy nie jest ono zbyt gorące. Robi to w bardzo prosty sposób - końcówka zmienia kolor. W przypadku naszej łyżeczki w zależności od tego jak wysoka jest temperatura, kolor zmienia się od niebieskiego, przez błękitny, aż do bieli. Biała zrobiła się jak włożyłam ją pod gorącą wodę :)


Mam nadzieję, że widać różnicę. Oczywiście kolor nie zmienia się w sekundę, trzeba chwilę poczekać. Dlatego jeśli nie jesteśmy pewni czy nasza zupka nie jest zbyt gorąca - włóżmy do niej łyżeczkę. Około 15 sekund wystarczy.
Łyżeczki pakowane są w komplecie po dwie sztuki. Dlatego my jedną pożyczyliśmy kuzynce dla jej pięciomiesięcznego szkraba. Oczywiście jej pierwsza reakcja była taka sama jak moja. Duże zdziwienie i brak entuzjazmu ze względu na wygląd łyżeczki. Ale już po pierwszym słoiczku, powiedziała, że raczej mi tej łyżeczki nie odda i kupiła jeszcze jeden zestaw :)
Bardzo praktyczna, jak wszystkie produkty firmy Mam Baby bardzo ładna o intensywnym kolorze. Jak pisałam, sprzedawana w opakowaniach po dwie sztuki za około 26zł. Niestety łyżeczka nie rośnie z dzieckiem. Gdy maluch chce jeść sam, ten kąt nachylenia bardziej przeszkadza niż pomaga. Ale w końcu do łyżeczka do karmienia, a nie do samodzielnego jedzenia.

Kompu kompu

Po raz pierwszy od dawna, w końcu mam posprzątane i ugotowane, także z czystym sumieniem mogę usiąść i troszkę popisać.
Dziś o nowych przyjaźniach. W naszym ogródku Jordanowskim są dwie stałe bywalczynie (prócz nas rzecz jasna) - Gabrysia z przemiłą mamą Anetą i Ola ze swoją opiekunką. Wszystkie trzy dziewczynki mają dwa latka, także mają podobne problemy, dzikie pomysły i zainteresowania. Antonia bardzo je lubi, a za Garbysią wręcz przepada. W czwartek mama Gabrysi zaproponowała nam wspólne wyjście nad wodę tzn. mamy i córeczki. Jak Antosia usłyszała, że mamy jechać nad wodę i to jeszcze z Gabrysia, nie mogła w nocy usnąć, taka była szczęśliwa. A nad wodą - było naprawdę bardzo fajnie. Myślałam,że będę musiała non stop siedzieć z Antosią w wodzie, a tu zaskoczenie. Świetnie bawiła się z Gabrysią przy brzegu, do wody wchodziła tylko na wysokość kolan i wtedy sobie kucała, moczyła dupsko i rączki. Nie sądziłam, że będzie się tak grzecznie i tak bezpiecznie bawić. Czasem bardzo mnie zaskakuje. Oczywiście jak tylko Antonia poczuła wodę, wychodziła z niej tylko na siku albo wtedy gdy Gabrysia wychodziła. Uwielbia się kąpać, nawet w chłodnej wodzie. A nad wodę wybrałyśmy się do Konstantynowa. Cena bardzo zachęca, bo to jedyne 2zł od osoby na cały dzień. Jedyny minus, to to, że plaża jest bardzo nasłoneczniona, jak chce się cień, trzeba przenieść się na trawę, nieco dalej od wejścia do wody. Tym sposobem sprytna mama spaliła sobie plecy. Dwa dni spałam na brzuchu, bo inaczej się nie dało i non stop smaruje się maścią na oparzenia :/ Jest nauczka na drugi raz. A pewnie będzie, bo dziewczynki pytane czy pojedziemy jeszcze raz nad wodę odpowiadają zgodnie, że tak i Antosia mówi, że z Gabrysią, a Gabrysia, że z Antosią :) Zastanawiam się jeszcze nad jednym. Gabrysia ma do kąpania jednoczęściowy kostium, my niestety pluskałyśmy się w zwykłych majteczkach. Antonia jest mała i nie robi jej większej różnicy czy to czy ma majtki czy kostium. Szczególnie, że kostium dla dziecka to nie lada wydatek i jak wiemy będzie dobry tylko na jeden sezon.
Pewnie też się zastanawiacie, dlaczego z takiej wyprawy nie ma zdjęć. No cóż, obie zaradne mamy pamiętały o wszystkim za wyjątkiem aparatu. Mój wbudowany w telefon zanim zrobi zdjęcie, Antosi nie ma już w miejscu, w którym kilka sekund wcześniej była :)

piątek, 3 sierpnia 2012

Coś dla aktywnych

Punktowiczki. Słyszałyście o tym? Program polega na tym, że korzystając z portalu (za chwilę podam jakiego), użytkownicy zbierają punkty, za które następnie mogą otrzymać pieniążki - co miesiąc do zdobycia są 3 nagrody pieniężne. Punkty zbiera się za normalne czynności wykonywane podczas korzystania z serwisu np. zalogowanie, dodanie komentarza, polubienie i inne. Szczegóły dotyczące programu dostępne są na stronie: http://pl.point.fm/punktowiczki/jak-to-dziala/ Lista punktowanych aktywności znajduje się w zakładce Punkty.


Jak działa Program PUNKTOWICZKI?
  1. Zaloguj się w portalu Point.fm, Kiciuszek.pl lub Mapkowo.pl - konto założone w jednym z serwisów obowiązuje na wszystkie.
  2. Korzystaj serwisów, dostępnych w nim funkcji i aplikacji i co miesiąc zbieraj za to punkty. Listę punktowanych aktywności znajdziesz w zakładce PUNKTY
  3. Punkty w zależności od aktywności naliczane są na koniec dnia lub na koniec miesiąca, informację o tym znajdziesz również w zakładce PUNKTY.
  4. Każdego miesiąca (kalendarzowego) prowadzony jest ranking wyników, dostępny w zakładce RANKING.
  5. Nagrody w konkursie (3 nagrody pieniężne) wygrywają 3 osoby wskazane przez JURY Programu PUNKTOWICZKI spośród 10 pierwszych w RANKINGU. Wyniki ogłaszane są pierwszego dnia kolejnego miesiąca (np. wynik za wrzesień zostanie ogłoszony 1 października).
  6. Po zakończeniu każdego miesiąca punktacja jest zerowana i uczestnicy zbierają nowe punkty.
  7. Dodatkowo JURY może przyznać uczestnikom 3 odznaczenia, będące wyróżnieniem za wkład w budowanie Serwisów. Wyróżnienia specjalne to: Super Rodzic, Złota Chochla oraz Okaz Zdrowia. Szczegóły dotyczące odznaczeń znajdują się w zakładce PUNKTY.
Fajne? Korzystamy z portalu, publikujemy opinię i jeszcze możemy na tym zarobić. Trzeba się poważnie zastanowić.

środa, 1 sierpnia 2012

Wekujemy

Lubię kuchnie. Lubię gotować, nawet lubię ją sprzątać. Za pieczenie raczej się nie zabieram, chyba, że za papierkowe ciasta, a przepisy na domowe przetwory w stylu solimy wodę, lub dodajemy łyżkę soli, nie pisząc jaką - zupełnie do mnie nie przemawiają. A jednak. Jakiś czas temu teściowa uraczyła mnie dwiema mega torbami ogórków. I tak sobie znalazły one wygodną miejscówkę w lodówce i tak sobie tam leżały. Aż przyszedł taki dzień, kiedy uznałam, że jak tych ogórków nie ruszę, to w końcu z tej lodówki same wyjdą. Słój kiszonych, cztery duże słoiki konserwowych i siedem mniejszych w zalewie musztardowej. Oj dumna z siebie byłam, że hej. Szczególnie, że przez wadliwy słoik, a w zasadzie jego pokrywkę, ogórki w zalewie musztardowej zostały wypróbowane i ocenione na plus. Kiszone jakoś mi nie smakowały - za to mój brat pochłonął niemal cały słój i jeszcze kłócił się dziś z Antosią o ostatniego ogórka :)

Dla zainteresowanych, mój przepis na pyszne ogórki w zalewie musztardowej.
  • 1 kg - 2 kg ogórków  
  • 1 szklanka octu 
  • 1 szklanka cukru
  • 4 szklanka wody
  • 6 łyżek stołowych musztardy (ja dałam 3 delikatesowej i 3 rosyjskiej)
Całość gotujemy i odstawiamy aż zalewa będzie zupełnie zimna.
Do każdego słoika wkładamy:

  • ząbek czosnku
  • nie za duży kwiat kopru 
  • liść laurowy
  • ze 3 ziarenka ziela angielskiego
  • troszkę gorczycy
  • kilka ziarenek pieprzu
Ogórki obieramy i kroimy jak chcemy - plastry poziome, pionowe, ćwiartki lub inne kombinacje. Jak mają duże stare pestki, to wydłubujemy środek, jak pestki są w miarę, to je zostawiamy. Wkładamy ogórki do słoików, zalewamy zimną zalewą, zakręcamy i wkładamy do garnka z zimną wodą (pokrywką do góry). Od zagotowania wody słoiki gotujemy jakieś 20 minut, wyciągamy i odkładamy do góry dnem. Jak ostygną sprawdzamy czy pokrywka jest wklęsła. Jak nie to wkładamy znowu do zimnej wody tym razem do góry dnem i gotujemy jeszcze jakieś 20 minut. I już :)

Jeśli chodzi o pasteryzowanie gotowych dań. Hmmm, mąż uwielbia leczo i ostatnio nagotowałam olbrzymi gar tak żeby się najadł i żeby jeszcze zostało do zamrożenia. Ale pomyślałam, że może udałoby się leczo spasteryzować? 
Znalazł przepis:
Gorącą potrawę (u mnie leczo) wkładamy do słoika, zakręcamy i odkładamy do góry dnem. Jak ostygną wkładamy słoiki do garnka z zimną wodą (pokrywką do góry) i gotujemy około godziny. Studzimy i następnego dnia znów gotujemy.
Ponieważ nigdy tego nie robiłam, postanowiłam na próbę włożyć mały słoiczek i zobaczymy. Jak się nie popsuje - będziemy wekować :)
Smacznego!