poniedziałek, 25 czerwca 2012

Weselicho

Ostatnio coś mi się dziecko popsuło. Z całej naszej rodziny wręcz uwielbia swojego dziadka (a mojego tatę) i zawsze chętnie u nich zostawała, nawet na cały weekend. Ale ostatnio coś zmieniła zdanie. Myślę, że to przez ostatnie wydarzenia. To znaczy, tak się złożyło, że zaraz po szpitalu, gdzie byłam z Antonią przez 24 godziny non stop, mąż dostała więcej pracy, do tego miał szkolenia a i pogoda nie zachęcała do spacerów, także ciągle byłyśmy same dwie. I tak sobie siedziałyśmy, bawiłyśmy się i chyba Antonia już zapomniała, że są inni, którzy ją kochają i też mogą z nią spędzić trochę czasu. Dramat, bo nawet do sklepu nie mogłam sama wyjść taki był płacz. Przyznam, że mocno mnie to zmartwiło, bo w sobotę mieliśmy wesele koleżanki i za bardzo chciałam brać Antonię ze sobą. Cały tydzień z nią rozmawiałam i przygotowywałam. Każdego dnia chociaż na chwilę starałam się być u rodziców i zostawiać ją na troszkę, żeby sobie przypomniała, jak to jest bez mamy. I nadszedł weekend. Babcia uznała, że lepiej będzie ją przyprowadzić już w piątek, bo w razie jak by coś się działo to jest jeszcze sobota na rozmowę. Tak też zrobiłam. Niestety, piątek godzina 19.00 telefon. Odbieram - dziadek, a w tle płacz. Opowiada, że ona już tak godzinę płaczę i nie wiedzą co robić, żebym jednak przyszła. Ubrałam się, idę i nagle znowu telefon. Udało się, już nie płacze, ogląda z dziadkiem George'a :) Poszłam więc do sklepu, kupiłam jej ukochane paluszki (których raczej nie powinna jeść), soczek i małą zabawkę. Zaniosłam rodzicom, żeby jej dali na poprawę humoru. Została i poszła spać z dziadkiem. I to był chyba dobry pomysł, bo już w sobotę miała zajęcie, wiedziała, że jest z dziadkami i problemu ze spaniem i tęsknotą nie było. Mogliśmy ruszać na weselicho :D

Zależało mi na tym weselu, bo za mąż wychodziła nasza koleżanka i zaproszona była cała nasza paczka. Taka która przychodząc na imprezę zna hasło wstępu ;) i wie co znaczy zestaw startowy. Ale też taka, co w całości widzimy się na wielkie bum, a wesele to właśnie takie bum. I było naprawdę sympatycznie. Z nowości - zamiast orkiestry był DJ. Wiem, że tak się robi, ale dla mnie to było pierwsze takie wesele. I bardzo podobał mi się pomysł z kącikiem fotograficznym. Polegało to na tym, że każdy mógł podejść, automatycznie robione były 4 zdjęcia i drukowały się jako pamiątka dla gości. A wyglądało to tak:

Tu jeszcze nie do końca wiedzieliśmy jak to działa
Nasza Ekipa

Pomysł świetny. Jak goście zobaczyli na czym to polega, od razu wytworzyła się kolejka :)
Rzadko mi się to zdarza, bo nie lubię publicznych wystąpień i konkursów niespodzianek, ale brat namówił mnie na kradzież butów. Ponieważ Pan Młody mocno protestował, musieliśmy go powalić na ziemię, ale w końcu się udało :) Nie wiedzieć czemu, mąż na takich imprezach chce zawsze świat ratować i jako filozof podchodzi do ludzi, pyta i próbuje pomagać. Dziwne, że zazwyczaj w opałach znajdują się blondynki w mini i pół nocy opowiadają jakie to ciężkie życie mają (dlatego nie ma go na zdjęciu - kogoś ratował). A konkurs "za buta" był wyjątkowo prosty - z cytrynką w ustach trzeba było zaśpiewać huczne sto lat - jeden wers wystarczył :)

Muszę jeszcze wspomnieć o jednym. Jak Antosia nocuje u rodziców, u nas śpi mój brat. Ponieważ w piątek był w pracy, z której wrócił o 8.00 rano (taki to smutny los barmana), na weselu koło 3.00 rano powiedział, że chce już wracać. Dałam mu więc nasze klucze i pojechał. Koło 5.00 rano my również zdecydowaliśmy się na powrót. Radośni dochodzimy do klatki, dzwonimy domofonem - a tu nic. Mąż "uwiesił się" na dzwonku i nadal nic. W końcu dojrzał nas sąsiad i wpuścił na klatkę (chyba za dużo hałasu robiliśmy). Wchodzimy na górę, przykładam ucho do drzwi - no jest bo chrapie. Mąż znowu wisi na dzwonku do drzwi, ja dodatkowo dzwonię na telefon, który ma najgłośniejszy sygnał - nadal nic. Na Litość Boską, jak można tak się uśpić??!! Zadzwoniłam do mamy, na szczęście miała do nas zapasowy klucz. Dobrze, że mieszkamy na tym samym osiedlu, to w ciągu 20 minut byłam już u siebie z kluczami. Wchodzimy do mieszkania, szturcham brata, żeby egzekucję na nim przeprowadzić, a ten nic. Nawet mu powieka nie tyknie. Chociaż dobrze, że zamknął drzwi, bo ewentualni złodzieje wynieśliby wszystko, a on nadal smacznie by spał :)


Ukochany braciszek - bezcenne :)

3 komentarze:

  1. Mój Jurek też tak potrafi, nic go nie ruszy ;-)
    Fajne weselisko, ja dawno nigdzie nie byłam się bawić.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. też mieliśmy taka paczkę znajomych ale lata robią uszczerbek na pamięci i każdy rozszedł się w swoją stronę. Data 23 czerwiec to nasza data :-) 11 lat temu braliśmy ślub :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widać, że zabawa była przednia. Świetny pomysł na ten kącik fotograficzny. Gratuluję poradzenia sobie z tęsknotą córeczki.
      Pozdrawiam:)

      Usuń

To jest mój blog i zawiera on moje opinie. Jeśli masz inne - napisz. Pamietaj jednak - komentuj, sugeruj, ale nie obrażaj.